ZAKŁADOWY DOM KULTURY
Już kiedy wznoszono ten budynek, jego bryła budziła wiele dyskusji. Do dziś jest to jeden z najciekawszych architektonicznie obiektów nie tylko w Mościcach, ale też w Tarnowie. Uroczyście został oddany do użytku jako Zakładowy Dom Kultury 2 czerwca 1971 roku. Budynek zaprojektowany bardzo reprezentacyjnie miał przede wszystkim nowoczesną salę widowiskową na 632 miejsca, co od razu stworzyło warunki dla rozszerzenia działalności. Ambitnym i udanym zamierzeniem była współpraca z Krakowską Filharmonią rozpoczęta w 1972 roku, wspomagana życzliwością artysty światowej sławy - Jerzego Katlewicza. Trudno byłoby wyliczyć ilu wybitnych muzyków koncertowało podczas tych trzynastu lat, ale warto wspomnieć, że w mościckiej sali tarnowianie po raz pierwszy uczestniczyli w koncercie poprowadzony przez Krzysztofa Pendereckiego. Cykl koncertowy "Pro simfonica", prowadzony przez zwykły dom kultury, był wyjątkowy na skalę kraju. Podobne próby podjęto jedynie w Poznaniu. Innego rodzaju apetyty kulturalne zaspokajały "Biesiady Literackie", czy "Biesiady Kulturalne", na które zapraszano pisarzy, poetów i krytyków literackich spośród najpierwszych w owym czasie. Wciągały do dyskusji uczestników młodszych, z grona licealistów, czy młodej zakładowej inteligencji. Swego rodzaju mościckim specjalitetem były "Olimpiady Kulturalne" zapoczątkowane w 1966 roku. Ich istota zasadzała się na zaangażowaniu całych wydziałów w fabryce, w swego rodzaju konkurowaniem na niwie kulturalnej. Ta rywalizacja, niekiedy potraktowana nazbyt serio, miała swój finał w wielkim spektaklu, przygotowywanym przez samych pracowników. Konkurowanie tak mocno angażowało, że w 1978 roku wciągnęło już 22 tysiące uczestników, w tym również młodzież z mościckich szkół i mieszkańców osiedla, uczestniczących w licznych imprezach i konkursach. Wyłoniły się nieprzeciętne osobowości wśród pracowników, jak Stanisław Witek z Zakładu Elektrycznego - utalentowany gawędziarz, Bernard Szmidt z Zakładu Pomiarów i Automatyki koneser i znawca muzyki poważnej, czy Kazimierz Guliński z Oddziału Usług Pracowniczych, których objawił satyryczne uzdolnienia. Ocena tego ruchu dzisiejszymi miarami byłaby trudna, bowiem jak zmierzyć fakt, że podczas olimpiad zabłysnęły niezwykłe osobowości, talenty i osiągnięcia artystyczne ludzi, których dotąd znani byli swym kolegom tylko jako technicy, zaczeła odciągać pracowników od pracy. Ówczesne kryteria powinno się także zastosować do oceny eliminacji w ramach Konkursu Piosenki Radzieckiej. Podczas tych kilkudniowych koncertów, zresztą postawionych na wysokim poziomie, odbywała się w gruncie rzeczy kwalifikacja do kariery estradowej. Właśnie podczas tarnowskich eliminacji pierwsze kroki stawiali późniejsi profesjonaliści, jak np. Majka Jeżowska. Lata siedemdzisiąte w działalności kulturalnej warto rozpatrywać w kategoriach ruchu amatorskiego. Z jednej strony znajdował on instytucjonalne oparcie (i to mocne) w związkowej kurateli nad domami kultury. Z drugiej - miał jednak charakter spontanicznego spełniania się artystów - amatorów. Ani wcześniej, ani później poziom amatorskiej twórczości (zwłaszcza estradowej) nie był tak bliski profesjonalizmu. Nie tylko zakładowe placówki kulturalne rywalizowały ze sobą. Na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych odbywały się tzw. giełdy pomysłów, do których przygotowywano niemal profesionalny program i menadżerskie opracowanie oferty kulturalnej. Dom Kultury Zakładów Azotowych dwukrotnie był najlepszy w tej ogólnopolskiej konkurencji. Pośród setek dyplomów i nagród szczególnie cenne są te, w których Ministerstwo Kultury i Sztuki daje wysoką ocenę mościckiej placówce. "Azoty" miały w niej dobrą promocję swego imienia. Gdy kogoś zastanawia dzisiejsza popularność w Tarnowie widowiskowość pokazów tańca towarzyskiego, to powinien uświadomić sobie, że pierwszy Międzynarodowy Turniej Tańca Towarzyskiego "Polonez" zorganizował ZDK "Azotów", z pomocą Jerzego Jabłońskiego z Krakowskiego Towarzystwa Tanecznego i z jurorem prof. Marianem Wieczystym. Przy dużym zainteresowaniu pierwsza impreza odbyła się w auli Technikum Chemicznego, późniejsze już w wygodnych pomieszczeniach nowego Domu Kultury. Warunki były tak dobre dla dużych imprez, że kilkakrotnie w Mościcach odbywały się zgrupowania polonijnych zespołów ludowych, które przygotowywały się do festiwalu w Rzeszowie. Oczywiście najwięcej pomocy uzyskiwały te grupy od muzyków i choreografów prowadzących nasz zespół pieśni i tańca. "Świerczkowiacy" prezentowali wysoki poziom, a muzyka ludowa w latach siedemdziesiątych odzyskiwała swą popularność. Być może dzięki temu, że polskie zespoły folklorystyczne cieszyły się wielkim uznaniem za granicą. Przy tej okazji należy odnotować jeszcze jeden "fakt historyczny". To właśnie w Mościckim Domu Kultury wymyślono przeglądy zespołów i kapel ludowych, nazwane później "Folkloriadami Chemików". Pierwsza taka odbyła się tu z udziałem 9 zespołów w 1966 roku, następne w innych miastach. Ale gdy ZDK gościł kolejną "Folkloriadę" w 1977 roku, to trwała ona już trzy dni, a do konkursu stanęło 25 zespołów. W Zakładowym Domu Kultury działały obok "Świerczkowiaków" zespoły estradowe. Orkiestrę rozrywkową Andrzeja Radzika "Czarne Jaskółki" już wspominaliśmy. Zespół baletu nowoczesnego "Rajan" - prowadzony przez Janinę Rajczyk od 1972 roku przygotował kilka udanych spektakli m.in. "Tancerze", "Do człowieka", "Szukanie światła" czy "Kaczeńców ciepły wiatr". Po odejściu opiekunki zespół zmienił nazwę na "Jump", a prowadziła go wychowanka "Rajanu" - Ewa Boryczka. W nowej formie zespół przygotował trzy programy z wykorzystaniem muzyki: "Chodźmy poszaleć", "Hades", "Ulica noc". Kolejną metamorfozę przeszedł w latach dziewięćdziesiątych, gdy kierownictwo objęła Danuta Błaszczyk, nazwę zmieniono na "Entre". Wraz z grupą rockową "The Nights" przygotował on pełen poezji spektakl: "Dzieci umarłych poetów". Teatrzyk pantomimy "Arlekin" powołał Stefan Dorocki. W tym zespole wychowało się kilku zdolnych mimów, jak Jan Wielgus czy Maria Pijewska. Swoja najlepsze lata przeżywał w nowym Domu Kultury Teatr Poezji "Ferrodex" prowadzony od 1969 roku przez Barbarę Kurczab, która wychowała znakomitychrecytatorów, jak Krzysztof Witek, Władysław Papuga, Zuzanna Mnich, Andrzej Piętka, Wiesław Baszczowski, Wacław Sikora. W 1973 roku ZDK był gospodarzem XIX Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego, jednym z laureatów był właśnie Krzysztof Witek. Zainteresowanie sceną przybierało różne formy. Niekiedy odbywały się na mościckiej scenie premiery, spektakle tarnowskiego teatru. Przez wiele lat działał Klub Teatralny "T-60", którego członkowie postawili sobie ambitny program obejrzenia i przedyskutowania repertuaru najlepszych polskich scen. W latach siedemdziesiątych wprawdzie zmienił nazwę na "T-70", ale nadal podtrzymał swoją działalność. Jest to jeden z najdłużej działających klubów. Jego członków łączy wspólne zainteresowanie, do dziś skupia ludzi różnych profesji: lekarzy, urzędników, nauczycieli, inżynierów, którzy wciąż podróżują do najlepszych polskich teatrów. Jeśli chodzi o kluby, to dyrektor Jerzy Szawica miał do nich słabość i chętnie pomagał ludziom, których łączyła jakaś pasja. Nawet jeśli tym zainteresowaniem był tylko... haft artystyczny, wspaniale kultywowany przez Marię Kobuz. Klub Pracy Twórczej "Brzask" działa od lat w mościckiej placówce, z początku obok sekcji haftu miał twórców literackich i malarzy amatorów. Do dziś dotrwali ci drudzy. Ciekawym pomysłem było otwarcie w obszernym, reprezentacyjnym hallu ZDK galerii plastycznej "Tarnów-3". A wystawiali w niej wybitni artyści, jak Stanisław Westwalewicz, Piotr Drobiecki, Joanna Srebro-Drobiecka, Bolesław Książek, Tassias Kirialopoulos, Zofia Śliwka i inni. Ale sceneria ZDK kusiła do większych form plastycznych zorganizowano więc plenerową wystawę rzeźby, której patronował prof. Marian Konieczny. Dużym zainteresowaniem malarzy amatorów, jak i profesjonalistów cieszyły się plenery plastyczne, w tym także organizowane w przemysłowej scenerii "Azotów". Owoce tych plenerów można i dziś podziwiać w wielu pokojach biurowych budynku dyrekcji Zakładów. Przy tej okazji wspominamy o pracowni plastycznej Władysława Burkata, który przez wiele lat dbał o wystrój plastyczny Zakładowego Domu Kultury, projektował i wykonywał scenografie. Kto pamięta, że był on też wielkim miłośnikiem teatru lalkowego? Zafascynowała go ta najmniejsza ze scen, kiedy pomagał utworzonemu w latach sześćdziesiątych teatrzykowi dziecięcemu w przygotowaniu scenografii i lalek. Gdy dziecięcy teatrzyk przestał istnieć Burkat sam stworzył teatrzyk lalkowy jednego aktora, dla którego przygotował repertuar i odnosił sukcesy na Festiwalach. Szczególnie podobał się spektakl "Jak się Michał Łojas obwiesił" - oparty na motywach "Skalnego Podhala". Gdyby ktoś zechciał zajrzeć do archiwów Domu Kultury, to ze zdumieniem stwierdzi, że często powtarzają się te same nazwiska. Kolejne pokolenia podtrzymywały tradycję w orkiestrze dętej, "Świerczkowiakach", chórze. Od 1972 istnieje szczególna, dziecięca grupa artystyczna. Na początku zespól nazywał się "Biedronki", potem zmienił nazwę na "Maki, chabry i goździki", a na końcu otrzymał trzyliterowy symbol DSA (Dziecięce Studio Artystyczne), które na początku prowadził Mirosław Zaręba. Czym było, czym jest studio? Dawało dzieciom wielką możliwość scenicznej realizacji i to w różnych formach, od tańca i śpiewu począwszy do małych form aktorskich. Co najważniejsze - swą pracę młodzi artyści - amatorzy mogli od razu pokazać w cyklu imprez "Niedziela z Tatusiem", które również wystartowały jesienią 1972 roku. Najmłodsi uczestnicy mościckiego życia kulturalnego mielidobre opiekunki z działu oświatowego: Barbarę Nowak i Jadwigę Kuldanek. "Wyciągnij tatę z pościeli" - wzywali piosenką - sygnałem organizatorzy "Niedzieli z tatusiem" i proponowali atrakcyjny program, w którym zabawa łączy się z poznaniem świata. Przez kilka lat przyjeżdżały na te poranki egzotyczne zwięrzęta z krakowskiego "Lasku Wolskiego", pojawiali się iluzjoniści, zespoły dziecięce... Wspaniale wszystko to prowadził Henryk Majka. Przy okazji przypomnijmy, że na początku lat siedemdziesiątych utworzono dziecięcy zespół "Świerczkowiaków". Amatorski Klub Filmowy "Fakt", który w ZDK zaczął działalność od 1971 roku z początku przyciągnął wielką rzeszę chętnych do robienia własnych filmów. Grupa, która pozostała, skonsolidowała się w następnych latach, zaczęła osiągać znaczne sukcesy. Szczególnie dużo nagród zebrał Leszek Tokarski m.in. za film "Uwaga - sprężony tlen". Członkowie klubu, którego prezesem był Jan Dworak, nakręcili także filmy: "Dzieci", "Kryptonim - Ziemia Tarnowska" oraz kilka zakładowych kronik filmowych, które zostały wyróżnione na przeglądzie Zjednoczenia "Petrochemia". Kamery "ósemki" zaczęły wychodzić z użycia, a amatorska twórczość filmowa przestała być modna wobec wkraczania techniki video. Wśród filmowców - amatorów z Mościc przypomnijmy jeszcze nazwiska Jana Skolarczyka, Jana Ożgi i Janusza Sieczko. O wiele dłużej zainteresowaniem cieszyła się sekcja fotograficzna, prowadzona m.in. przez Andrzeja Wardygę, Bogusława Rawińskiego i Antoniego Burnata. Młodzi ludzie, zdobywając umiejętności kadrowania obrazu i obróbki laboratoryjnej, równocześnie tworzyli dokumentację fotograficzną życia Zakładowego Domu Kultury. Dziś te zdjęcia zgromadzone są w wielu tomach albumów. Lata siedemdziesiąte były pomyślne dla rozwijania wielu zainteresowań. Popularność sekcji i kółek działających w mościckiej placówce kulturalnej brała się również z tego, że mogły one być dofinansowane. Tak było chociażby z sekcją politechniczną, która sięgała po nagrody na konkursach modelarskich. Przez wiele lat prowadził je Marian Styś. W nowym Domu Kultury znaleźli swój kąt także krótkofalowcy, wśród nich najbardziej aktywni byli Jacek Rutyna i Tadeusz Roszak, Andrzej Oskędra. Kiedy Mościce spały, późną nocą, gdy warunki propagacji radiowej były najlepsze, krótkofalowcy łączyli się z odległymi kontynentami, na potwierdzenie tych połączeń radiowych napływały z miejsc nawet tek egzotycznych, jak Wyspy Wielkanocne - kolorowe karty od krótkofalowców, którzy prawdopodobnie nie mieli nawet pojęcia, gdzie te Mościce znaleź na mapie świata... W ośmiu sekcjach działu politechnicznego, którym kierował Józef Seremet, działało przeciętnie około 280 młodych ludzi. W późniejszym latach zakładowa placówka przyjmowała pod swoje skrzydła innych. Nawet młodzieżową sekcję gokartów, która nie mogła znaleźć swojego miejsca przy klubie sportowym. Kiedy pojawiły się pierwsze komputery domowe, powstał klub komputerowy "Informik" prowadzony przez Marię Białas, do którego szczególnie garnęła się młodzież ze szkół podstawowych i średnich. Wówczas mały: "Timex" lub "Spectrum" były szczytem marzeń. Kiedy wkroczyły komputery osobiste rozpoczęły się kursy komputerowe prowadzone przez Grzegorza Tarnowskiego, Tadeusza Rzepeckiego i Wiesława Cioska. Warto pamiętać, że to w latach siedemdziesiątych zaczęła się tu wielka działalonść edukacyjna - lektoraty języków obcych. Liczba uczestników dochodziła do siedmiuset. Uczono w ZDK języków: angielskiego, niemieckiego, francuskiego i rosyjskiego - zarówno metodami tradycyjnymi, jak i w nowocześnie wyposażonym laboratorium językowym. Zakładowa biblioteka dopiero tu znalazła dobre warunki. Na początku lat osiemdziesiątych miała w swych zasobach około 60 tysięcy woluminów i 12 tysięcy czytelników. Można sobie uświadomić, jak wielkie zaszły zmiany od początku fabryki, gdy związkowcy ze swych składek kupowali pierwsze książki i opłacali nauczycielkę z Tarnowa, aby uczyła ich języka niemieckiego. Trzeba tu wspomnieć o wyjątkowej inicjatywie Biblioteki kierowanej przez Marię Ziębową. W latach siedemdziesiątych skupiła się wokół zakładowej biblioteki grupa pasjonatów, którzy podjęli się zupełnie - jak to wówczas mówiono - społecznie, prowadzić punkty biblioteczne. Było tych punktów w Zakładach Azotowych i w wioskach sąsiadujących z Mościcami ponad trzydzieści. Wymyślono nawet na określenie tych "społeczników bibliotecznych" neologizm - książkonosze. W czytelni biblioteki. Która była zaopatrzona w kilkadziesiąt tytułów gazet i czasopism, odbywały się spotkania literackie i konkursy poetyckie, dyskusje literackie, promocje książek i konkursy recytatorskie. Wprawdzie okazało się, że nowy budynek ZDK nie ma odpowiedniego pomieszczenia dla orkiestry dętej i ta musiała znaleźć sobie siedzibę w Domu Dziecka, ale zasłużony nadal pozostał w związku organizacyjnym z Domem Kultury i często tu koncertował. Również orkiestra dęta ma swój rozdział w tej monografii, dlatego wspomnijmy jedynie, że muzycy, którzy w niej grali byli również członkami innych zespołów Domu Kultury. Warto przypomnieć zespół "Lit - song" utworzony przez przedwcześnie zmarłego Józefa Korzeniowskiego, który umiejętnie łączył walory słowa i muzyki. Dobry poziom pokazał zespół młodzieżowy "Va banque" sformowany przez doświadczonych tarnowskich muzyków - braci Gozdków, Tadeusza Gizę i Tomasza Zieliszewskiego (dziś gra w grupie "Budka Suflera"). Muzycy zresztą często szukali przychylności pod dachem mościckiej placówki. Na pięć lat, począwszy od 1981 roku, przytulił się do ZDK znany tarnowski zespół "Leliwa Jazz Band". W latach 1987-91, dzięki współpracy z Tarnowską Chorągwią ZHP przy Domu Kultury działał harcerski zespół "Leliwa" i korzystał z fachowej opieki. Najliczniej te zespoły prezentowały się na koncertach organizowanych przez Zakładowy Dom Kultury pracownikom "Azotów" i ich dzieciom. W połowie lat siedemdziesiątych, gdy wprowadzono pierwsze soboty wolne, Dom Kultury wraz z tygodnikiem zakładowym rozpoczął cykl imprez "Wolne soboty z Tarnowskimi Azotami". Była podczas tych comiesięcznych spotkań atmosfera dawnych festynów mościckich i zarazem nowe formy prezentacji artystycznej, połączonej z kiermaszami handlowymi. Sam budynek i jego otoczenie znakomicie się do tego nadawały. Na sąsiadującym stadionie lekkoatletycznym odbywały się konkursy i pokazy sprawnościowe, a na estradzie przed Domem Kultury występy licznych zespołów i grup artystycznych. Wieczorem zaś zabawa taneczna. To właśnie urocze otoczenie ZDK wykorzystano do wielkiego widowiska typu "światło-dźwięk" reżyserowanago przez Krzysztofa Jasińskiego w 1976 roku. Wielotysięcznej publiczności pokazano w wieczornej scenerii legendę o Tarnowie. W organizacji tego przedsięwzięcia zaaranżowane były niemal wszystkie siły mościckiej placówki kulturalnej. Publiczność chętnie uczestniczyła w dużych widowiskach dlatego ZDK właśnie w tych latach rozwinął swoją działalność impresaryjną. Cyklicznie odbywały się występy operetki, które tarnowianie szczególnie lubią oglądać. Związkowe kino "Kosmos" odebrało publiczność drugiemu mościckiemu kinu "Azot", które w końcu zlikwidowano. Zresztą sala widowiskowa Domu Kultury była o wiele bardziej wygodna, a aparatura kinowa nowocześniejsza. Trzeba też dziś odnotować, że historycznym wydarzeniem było zorganizowanie w Zakładowym Domu Kultury we wrześniu 1985 roku - pierwszych Krajowych Targów Zdrowej Żywności. Aż trudno uwierzyć, że w hollu ZDK znalazły się stoiska 40 producentów. Przed budynkiem ustawiono wiele straganów, a komunikacja miejska uruchomiła dodatkową linię autobusową. Przez dwa dni zjeżdżały się tłumy zwiedzających. Samych handlowców przybyło z całej Polski blisko stu. Przez kilka następnych lat Dom Kultury był jedynym miejscem tych targów, organizowanych przez Krajowe Towarzystwo Propagowania Zdrowej Żywności. Zresztą pierwsze walne zebranie tego Towarzystwa również odbyło się w tym budynku. Targi do dziś związane są z Domem Kultury. W nim przecież odbywają się sympozja z udziałem wybitnych specjalistów. Doktor Jacek Roik, jeden z inicjatorów ruchu na rzecz zdrowego odżywiania, do dziś prowadzi swą akcję popularyzatorską w mościckiej placówce. Nadspodziewanie wysoką popularnością cieszyły się w latach osiemdziesiątych "Dialogi z historią", których 25 wydań ofiarnie prowadził prof. Aleksander Krawczuk. Zapewne doceniał to, iż zawsze miał salę, bo w trudnych czasach stanu wojennego dojeżdżał pociągiem z Krakowa. Podczas ostatniego "Dialogi z historią" przyjął "dyplom działacza kultury ZDK", a za kilka dni był już ministrem kultury... W mościckiej placówce swój żywot zapoczątkowały imprezy, które później "zaimportowały" placówki miejskie. Przegląd młodych talentów, który Dom Kultury zorganizował po raz pierwszy w 1991 roku i w następnych, wówczas nie mógł liczyć na wsparcie władz komunalnych, dlatego odbywały się w Mościcach. W kinie Kosmos zinaugurowano "Tarnowską Nagrodę Filmową", która później przeniosła się do centrum Tarnowa. Kronikarz musi odnotować, że w latach osiemdziesiątych pojawiły się zmiany jakościowe w amatorskiej działalności kulturalnej, która dotąd przybierała rozmiary masowe. Po sierpniu 1980 roku, gdy dokonał się przełom w ruchu związkowym, zmieniły się też zasady patronatu nad działalnością zakładowych placówek kulturalnych. Postępujący kryzys ekonomiczny w gospodarce odbijał się również na finansowaniu kultury. To w tych latach po raz pierwszy zaczęto dyskutować o charakterze ruchu amatorskiego. W działalności Zakładowego Domu Kultury "Azotów" nie było widać jakiegoś gwałtownego załamania. "Świerczkowiacy" odnosili coraz poważniejsze sukcesy. Zespoły artystyczne przygotowywały kolejne programy... Ale zaczęło ubywać nowych "społeczników", o których wcześniej wspomnieliśmy. Nie tylko dlatego, że nie mogli doczekać się jedynej zapłaty na jaką mogli liczyć - czyli słowa wdzięczności. Także dlatego, że wszelką społeczną działalność zaczęto oceniać w kategoriach politycznych. Zmieniły się też zainteresowania młodzieży. Nowe technologie które wkroczyły do życia, jak video, gry elektroniczne, telewizja satelitarna okazały się być substytutem, który zaspokajał potrzeby niematerialne. Niektóre sekcje okazały się zbyt kosztowne, aby przy coraz skromniejszym budżecie Dom Kultury mógł on je utrzymać. Jednak te symptomy nie zapowiadały jeszcze zmian, które przyniósł rok 1989. FUNDACJA Przez 45 lat finansowanie kultury było częścią niekomercyjnej działalności Zakładów Azotowych. Kiedy jednak przedsiębiorstwo stanęło przed koniecznością wprowadzenia rynkowych zasad zarządzania produkcją, ta sfera znalazła się w szczególnie trudnej sytuacji. Po kilku latach możemy powiedzieć, że rozsądek i opanowanie, jakie zachowało kierownictwo "Azotów" na początku lat dziewięćdziesiątych, pozwoliły podtrzymywać te bogate tradycje, które pokrótce prześledziliśmy w poprzednich rozdiałach. Dom Kultury Zakładów Azotowych przestał istnieć formalnie 1 maja 1992 ruku. W tym dniu podpisane zostało porozumienie między Zakładami Azotowymi S.A., a Mościcką Fundacją Kultury o zasadach współpracy. MKF została powołana aktem notarialnym 3 czerwca, a zarejestrowana 31 października 1991 roku. Fundatorem założycielem są Zakłady Azotowe, których głos jest ważący w Radzie MKF. Powołano zarząd Fundacji z prezesem Jerzym Szawicą i wiceprezesem Józefem Seremetem. Co się zmieniło? Fundacja jest właścicielem obiektów należących do ZDK i w pewnym sensie przejęła jego społeczne funkcje. Nadal jest związana z Zakładami Azotowymi, ale też nadal jest ośrodkiem życia kulturalnego Mościc. Zasady rynkowe zmieniły zupełnie formy działalności tego typu placówek. Te najbardziej kosztowne, zwłaszcza sekcje politechniczne nie mogły kontynuować swej działalności. Jedynie pracownia komputerowa po unowocześnieniu ma podtrzymywać upowszechnienie wiedzy informatycznej. Bogaty księgozbiór biblioteki zakładowej przejęty został przez Bibliotekę Wojewódzką, czego czytelnicy pewnie nawet nie zauważyli, bo placówka ta nadal się rozwija. W budynku mościckiego Domu Kultury zagościły instytucje komercyjne, które wspomagają nadal skromny budżet placówki. Najwspanialsza wizytówka mościckiej, ale także tarnowskiej kultury - zespół "Świerczkowiacy" utrzymał swój poziom artystyczny. Orkiestra dęta przeżywa najlepsze lata. Zespół "Entre" przygotowuje swoje spektakle. Ale zmieniło się wiele. Mościcka Fundacja Kultury to instytucja bardziej impresaryjna. Spektakle teatralne, występy artystyczne pokazują zaproszone zawodowe zespoły. Jeśli spojżeć na repertuar to jednak dostrzegamy kontynuację. "Kolorowe poranki" dla dzieci przypominają "Niedziele z tatusiem". Przeglądy filmów, przypominają działalność klubu filmowego "Oscar". Wciąż odbywają się konkursy recytatorskie, sympozja z okazji Targów Zdrowej Żywności... Jak przez wiele lat odbywają się kursy języków obcych. Działa też mała szkoła muzyczna z klasami gry na fortepianie, gitarze i na saksofonie. Mościcka Fundacja Kultury w połowie lat dziewięćdziesiątych poszukuje modelu działalności, która musi wypełnić miejsce jakie wcześniej obejmowała amatorska twórczość artystyczna pracowników "Azotów" i Mościc. Nie przestaje być jednak placówką kulturalną, która zaznaczyła swą ważną rolę w życiu kulturalnym Tarnowa. ŚWIERCZKOWIACY Zaczeło się od kapeli ludowej która w 1959 roku wyłoniła się z muzyków zakładowej orkiestry dętej, wówczas kierowanej przez Kazimierza Bryndala. To on pomógł przygotować pierwszy repertuar ludowych melodii. W kapeli z początku grali Jan Piwowarczyk, Roman Kuzara, Władysław Kokoszka, Adolf Wiśniewski i Marian Chodur, później Józef Kotlarz i Wiktor Hojda a śpiewały Maria Kulpa i Franciszka Polek. Premierę przed mościcką publiką miała kapela na jednym z tych słynnych festynów w parku za Kasynem w 1959 r. Potem wystąpili przed mikrofonami Polskiego Radia, co wówczas było sporym wyróżnieniem. Ale nawet to nie wróżło, że ten zespół będzie zaczątkiem czegoś dużego. W październiku 1959 roku pojechała w 40-osobowej grupie do Jugosławii, gdzie bardzo się spodobała. Wtedy to kierownik Domu Kultury Jerzy Szawica i kierownik muzyczny - Kazimierz Ożga postanowili powołać zespół pieśni i tańca. Zgłosiło się 40 osób, które ćwiczyły układy choreograficzne pod okiem Stanisławy Minicz. Premiera programu "Świeć miesiączku" odbyła się 1 marca 1964 r. w auli Technikum Chemicznego. Scenografię opracował Jerzy Kotaś, a muzycznie przygotował występ Kazimierz Ożga. To był wielki sukces, nie tylko lokalny, bo wkrótce "Świerczkowiaków" zaproszono z koncertami do innych miast, a nawet do telewizji. Następny program "jak się człowiek śmieje to się dobrze dzieje" jeszcze był przygotowany przez Ożgę, aleod 1965 roku kierownictwo muzyczne i artystyczne przejął Andrzej Radzik. Bożena Niżańska zajęła się choreografią, a Mieczysław Stach opracowaniem wokalnym. Zespół podbijał serca publiczności autentyzmem, bo czerpał z repertuaru rodzimego, tak było i w programie "Piękna nasza Ziemia Krakowska". W 1966 roku na I Ogólnopolskim Festiwalu Zespołów Regionalnych Chemii zajął I miejsce. Co było zaledwie początkiem wielu festiwalowych nagród. Pod okiem specjalistów zaczynał kształtować swój profesjonalny wyraz. W 1967 sięgnęli po trudniejszy repertuar w programie "Z flisakami Wisłą do Bałtyku", w którym była już różnorodność folkloru, od śląskiego po kaszubski. Poziom artystyczny i - co tu ukrywać - spora sława tego amatorskiego przecież zespołu sprawiły, że w 1968 zaproszony został na IV Krajowy Festiwal Piosenki w Opolu i wystąpił w koncercie "Śpiewy i Śpiewki" transmitowanym przez Interwizję. Ważny egzamin przeszli "Świerczkowiacy" przed komisją ocen artystycznych Ministerstwa Kultury i Sztuki w 1969 r. Wysoka ocena otworzyła im drogę na międzynarodowe festiwale. W 1970 roku, kiedy zespół liczył już 50 osób, a do swego repertuaru, jeszcze szerszego, włączył suity mołdawskie i ukraińskie w programie "U naszych przyjaciół". Na międzynarodowym festiwalu folklorystycznym w Haskowie (Bułgaria) "Świerczkowiacy" wyróżnieni zostali za najlepszy program zagraniczny. Wyjątkowym wydarzeniem artystycznym było widowisko "Wesele w Ojcowie". Opracowane w 1971 r., które tak się spodobało, że dzięki niemu zespół wyjechał na długie tournee zagraniczne do Hiszpanii, Francji i Szwajcarii. Sława i częste wyjazdy zagraniczne sprawiły, że do zespołu zgłaszało się coraz więcej chętnych. W 1972 roku liczył on już 120 osób, które ćwiczyły i występowały w grupach dziecięcych, młodzieżowych i dorosłych. Ale rok wcześniej zmienił się choreograf, przyszedł Zbigniew Pieńkowski, zaś nauką śpiewu zajęła się Anna Juchniewicz. Na swój pierwszy jubileusz 10-lecia zespół przygotował szczególnie kunsztowny program, w którym znalazły się "suity polskie": cieszyńska, wielkopolska, lubelska, opoczyńska i rzeszowska oraz widowisko "Od Tarnowa do Krakowa". Od 1973 roku zespołowi przygrywała 11-osobowa orkiestra, dyrygował Andrzej Radzik. Kapela, dotąd oddzielny zespół, również włączony został do "Świerczkowiaków". Po kolejnych podróżach koncertowych do Belgii, Niemiec, Jugosławii zaszły następne zmiany. W 1974 Eugeniusz Sitko został kierownikiem kapeli i chórmistrzem, a nowym choreografem Wanda Zach. Ona właśnie, przygotowała opracowanie tańców narodowych: poloneza, mazurka i krakowiaka. Zaś Antol Kocyłowski wprowadził do repertuaru zespołu "Suitę pieśni i tańców Lachów Sądeckich" oraz "II suitę rzeszowską". W tym czasie mówiono, że "Świerczkowiacy" to grupa eksportowa. Dlatego tak wielu chętnych chciało do niego należeć. Ale tylko 40 z ponad setki członków tworzyło reprezentacyjny zespół, który nadal wyjeżdżał na zagraniczne występy. W 1975 roku byli w Jugosłewii i w Związku Radzieckim, w 1977 objeżdżają Węgry, Bułgarię, Jugosławię i Niemcy. Poziom zespołu z Mościc dostrzegło Ministerstwo Kultury i wytypowało go na kolejne festiwale zagraniczne. W Belgii zdobyli "Świerczkowiacy" nagrodę za najlepszy program zagraniczny, w Holandii "Srebrną plakietkę". Wkrótce potem siedem par doświadczonych tancerzy postanowiło odejść z zespołu. Musieli zastąpić ich młodsi, którzy szybko dorównali do wysokiego poziomu. Do roku 1979 "Świerczkowiacy" byli znów scementowanym zespołem. Przygotowali nowy program z trzecią już suitą rzeszowską, wiązanki melodii i przyśpiewek z Powiśla Dąbrowskiego. Wyjechali w daleką podróż do Hiszpanii. Zaprezentowali się tam wspaniale, pokazując temperament i poziom artystyczny który przypadł do gustu gospodarzom. W 1982 Ministerstwo wysłało ich ponownie na dwa festiwale do Hiszpanii - w El Ferrol i w Barcelonie. Malownicze programy mościckiego zespołu chętnie przekazywała telewizja. W 1983 roku zarejestrowała nagranie pt. "Na estradzie i w zakładzie", a następnie obszerny fragmenty występu na Festiwalu Folkloru Ziem Nizinnych, w którym "Świerczkowiacy" zdobyli główną nagrodę "Pawie Pióro". Druga połowa lat osiemdziesiątych była bardzo pracowita i zarazem pomyślna dla zespołu. Dość wspomnieć, że w 1988 roku liczył on 148 członków, a i tak najbardziej uzdolnieni spośród wielu zgłaszających się. Obok głównego "dorosłego" zespołu artystycznego powstał dziecięcy, złożony z 47 uczniów szkół podstawowych. Wojewódzka Rada Narodowa nadała "Świerczkowiakom" tytuł "Reprezentacyjnego Zespołu Pieśni i Tańca Ziemi Tarnowskiej". Niezapomniane wrażenie przyniosła daleka podróż z koncertami do Algierii w 1986roku. Pierwszy raz mościcki zespół pokazał nasz folklor w Afryce. W tym samym roku i w 1988 jeszcze koncertował na Węgrzech, odwiedził Żytomierz na Ukrainie. Jeszcze ciekawszy był drugi wyjazd do Afryki w 1989, na festiwalu w Libii występowali "Świerczkowiacy" najpierw w Trypolisie, a potem w antycznej miejscowości Sabrala. Wcześniej jednak zespół zaprezentował się na prestiżowym festiwalu folklorystycznym w Szeged na Węgrzech. Ale już wyjazd w 1991 roku na Zachód był prawdziwym tournee. Najpierw udział w festiwalu Międzynarodowej Federacji Festiwali Folklorystycznych CIOFF w holenderskiej miejscowości De Steeg, wkrótce potem wyjazd do Viveiro w Hiszpanii, by w drodze powrotnej znów zawitać do Holandii i Niemiec, gdzie koncertowali w Dniach Padethon w Saltzcoten. Europejska renoma "Świerczkowiaków" była powodem zaproszenia ich przez CIOFF na koncerty podczas Światowej Wystawy Kwiatów "Floriada", które odbywały się w 1992 r. w Zoetermeer koło Rottedamu. Jesienią 1992 roku, po wielu latach pracy, odeszła na emeryturę Wanda Zach - wspaniły pedagog i choreograf. Jej miejsce zajęła Honorata Kowalczyk i w ciągu jednego roku ułożyła ciekawą suitę pieśni i tańców pasterzy żywieckich. Zespół nadal znajdował się na "wysokiej fali" artystycznej. Potwierdzeniem tej pozycji było zdobycie w 1993 r. ex equo 4 miejsca na najsłynniejszym festiwalu folklorystycznym w Dijon (Francja), w którym uczestniczyło 20 zespołów. W 1994 zmienił się choreograf: Honoratę Kowalczyk zastąpiła Kinga Żmuda (wychowanka "Świerczkowiaków").Rok 1995 zespół zamknął bilansem 25 koncertów, z czego 10 za granicą, m.in. na festiwalu w Aydin (Turcja). Rzadko wspomina się, że "Świerczkowiacy" dali niezliczoną ilość koncertów w Tarnowie i okolicy, a od swego powstania wystąpił w 89 miastach Polski... Dziś Zespół Pieśni i Tańca "Świerczkowiacy" liczy 56 członków, zaś orkiestra kameralna, która mu towarzyszy - 11 członków. Kierownikiem nadal jest Andrzej Radzik. ORKIESTRA DĘTA Dziś dokładnie nie wiadomo, czyją to było ambicją, powołać w 1929 roku orkiestrę przy budującej się jeszcze Państwowej Fabryce Związków Azotowych. W kronikach zapisano, że osobą która się podjęła buł urzędnik personalny w fabrycznej administracji - Paweł Kępka. Nabór nie był zbyt trudny, spośród tysięcy ubiegających się o pracę w fabryce można było wybrać tych, którzy potrafili zagrać na instrumentach. Jeszcze potrzebny był fachowiec, który uczyni z nich orkiestrę. W pobliskim Tarnowie znana była orkiestra 5 pułku strzelców konnych, więc poproszono jej kapelmistrza Ferdynanda Spiryka o pomoc. Ani ten wojskowy muzyk (pochodzący z węgierskiej rodziny) ani nikt w orkiestrze nie przypuszczał wówczas, że ich wzajemne losy będą się przeplatać, a później zwiążą się na stałe. Spiryk pomógł w dobraniu i kupieniu instrumentów (te pierwsze były używane) i zaczął próby. Pierwszym etatowym dyrygentem był Franciszek Lalik. Pod jego batutą zespół przygotował repertuar, z którym wystąpił w koncercie noworocznym przed domami dostojniejszych obywateli Mościc. Zebrano wówczas datki, które pozwoliły spłacić dłlug zaciągnięty na zakup instrumentów. Już podczas uroczystego otwarcia PZFA 18 stycznia 1930 roku fabryka mogła poszczycić się własną orkiestrą, która przywitała prezydenta I. Mościckiego oraz licznych gości. Można powiedzieć, że w ten sposób rozpoczęła swą wieloletnią służbę na wszelkich oficjalnych uroczystościach. Nowy dyrygent, Jan Kopczyński, objął orkiestrę od 1931 roku wprowadził do niej to, czego potrzebuje każda ambitna orkiestra dęta - elementy wojskowej musztry i dyscypliny. Porucznik Kopczyński przyniósł bowiem swoje doświadczenie z orkiestry wojskowej. Kiedy więc orkiestra z Mościc w 1933 na zakończenie Zjazdu Związku Zawodowego Chemików pomaszerowała w pochodzie, przygrywając sobie do marszu, to zadziwiła inne fabryczne orkiestry, bo żadna z nich tego nie potrafiła. Trzeba dodać, że była to orkiestra umundurowana w uniformy Związku Strzeleckiego. To świadczy o osobliwym statusie członków orkiestry. Otóż każdy z nich pracownikiem PZFA, co wobec wielkiego bezrobocia można było traktować jako swego rodzaju dobrodziejstwo. Jednak wszyscy członkowie orkiestry musieli należeć właśnie do Związku Strzeleckiegoi brać udział w ćwiczeniach paramilitarnych. Na próby byli zwalniani z pracy, ale za to musieli bezpłatnie, na każde życzenie, grać nie tylko podczas oficjalnych imprez, ale też na licznych festynach i zabawach. Następnego dnia trzeba było stawić się do pracy... Dyrygent opłacany był ze składek Związku Zawodowego robotników. Fabryka pomagała od czasu do czasu np. w zakupie nowych instrumentów. Próby odbywały się najczęściej w mościckim Domu Robotniczym, czyli wielkiej drewnianej świetlicy związkowej, która stała przy dzisiejszej zajezdni autobusowej, gdzie obecnie jest budynek "Jaskółki". Ale orkiestra grywała w różnych miejscach. Na festynach w tej świetlicy. W hali sportowej nad Białą, na Błoniu w Dąbrówce. Były to zabawy najczęściej organizowane przez pracowników fabryki, którzy z rodzinami przygotowywali sobie stół z bufetem i rozrywki, jak choćby loty balonem. Biedniejsi rozsiadali sięna trawie i tylko w tańcu byli równi. W repertuarze orkiestry były więc obok hymnów, marszów i melodii religijnych również modne wówczas utwory taneczne, jak walce czy fokstroty. Mościce dumne były ze swej orkiestry, bo występowała ona coraz częściej daleko w kraju. Dwukrotnie przygrywała w Gdyni, podczas Tygodnia Morza. W 1937 roku na krótko dyrygenturę przejął Aleksander Szkoula, ale już 1938 roku zaangażowano profesjonalnego muzyka Kazimierza Abratowskiego. Podczas okupacji, kiedy fabryką zarządzali Niemcy, polecono orkiestrze przygrywać robotnikom podczas przerwy śniadaniowej. "Chyba po to, aby zapomnieli o ohydnym smaku zupy z brukwi, którą dostawali" - wspomina Mieczysław Tutaj. Kiedy okupanci dewastowali fabrykę, by wszystko z niej wywieźć, to nakazali zapakować do wywózki również instrumenty. Członkowie orkiestry zdecydowali, że włożą do skrzyń stare instrumenty, a niekiedy zamykano nawet puste skrzynie... Od pierwszych dni po wyzwoleniu, nadal pod dyrekcją Kazimierza Abratowskiego, gotowa była ćwiczyć i grać, bo zachowała instrumenty. Ale było ich już tylko dwudziestu. Kilku zginęło podczas wojny, kilku straciło moralne prawo do pozostania w tej społeczności za kolaborację z Niemcami. Rada zakładowa fabryki zobowiązała Jana Sarkowicza, aby "postawił na nogi" orkiestrę. Od 1946 roku przyjmuje się do niej młodych adeptów. I znów pojawia się Ferdynand Spiryk, który tych młodych uczy grać na instrumentach. Później na stałe związuje się z zakładową orkiestrą i zostanie pracownikiem "Azotów". Gdy orkiestra miała już 38 członków, mogła reprezentować Mościce. W 1947 koncertowała w Warszawie zbierając fundusze na jej odbudowę i jeszcze raz w 1949 wzięła udział w wielkim koncercie 8 orkiestr na ten cel. Kiedy w 1952 roku Kazimierz Abratowski odszedł na emeryturę, kolejnym dyrygentem został doświadczony tamburmajor orkiestry wojskowej - Kazimierz Bryndal. Był członkiem utalentowanym, komponował, malował obrazy, sam przygotowywał aranżacje dla całej orkiestry. Zaraz po wojnie próby odbywały się w baraku oddziału budowlanego wewnątrz Zakładów, potem w piwnicach budynku dyrekcji, skąd przeniosła się do "Starego Kasyna: na piętro. Lecz i tam zbyt długo miejsca nie zagrzała, bo salę przejęła partia. Zespół nie tylko doskonalił swe muzyczne umiejętności, ale też stawał się coraz bardziej zżytą społecznością. Powołał swój samorząd, którego pierwszym prezesem był Jan Sarkowicz, potem Mieczysław Tutaj. Założył własną kasę zapomogowo pożyczkową. Mało kto pamięta, że to orkiestra zapoczątkowała organizowanie zakładowych ośrodków wypoczynkowych. Zaczęło się to w 1948 roku, w zamian za gościnność władz Szczawnicy koncertowała na deptaku i przygrywała na zabawach w "Malinowej Sali". W 1957 roku, już w Krynicy, członkowie orkiestry rozbili namioty w Parku Puławskiego, ustawili kuchnię polową... i to był zaczątek ośrodka wypoczynkowego. W następnych latach stanęły prymitywne domki kempingowe, które z odpadów również muzycy z orkiestry zbudowali w Zakładach. Potem przeniesiono je do Czarnego Potoku i to był początek istniejącego do dziś ośrodka wypoczynkowego. Wróćmy jednak się do 1952 roku, kiedy to za Kazimierzem Bryndalem do zespołu zaczęli napływać muzycy. Orkiestra wkrótce powiększyła się do 62 osób. Spośród nich wybrał dyrygent muzyków do zespołu smyczkowego, który działał równolegle. Z orkiestry wyłoniła się też kapela ludowa, która dała początek zespołowi pieśni i tańca "Świerczkowiacy". Członkowie orkiestry mieli w tych latach imponującą energię i inwencję. Zaczęli organizować w parku za Kasynem bardzo popularne i dochodowe festyny. Z ich inicjatywy zbudowano tam w 1955 r. muszlę koncertową. Oni zaś własnymi rękami zbudowali ogródek jordanowski dla dzieci. Pupilek orkiestry kucyk "Karpat", który ciągnął podczas marszów bęben, na zabawach ciągnął dzieci w kolorowym wózku. Orkiestra pod kierownictwem K. Bryndala nabierała perfekcjonizmu, była zapraszna nawet na koncerty do Polskiego Radia, ale w 1963 nastąpił dramat, nagła śmierć zabiera Kazimierza Bryndala. Krótko zastępujągo F. Spiryk i K. Abratowski, ale Zakłady rozpisały konkurs na to stanowisko. Zwyciężył Edward Jaworski z Fabloku. Pod jego kierownictwem znów wkracza niemal wojskowy dryl i dużo zmian repertuarowych. Orkiestra z tarnowskich "Azotów" zaczyna się liczyć w kraju. W 1964 r. zdobywa miano najlepszej pośród orkiestr w resorcie chemii, w 1966 r. uznano ją za siódmą w kraju, pośród wszystkich orkiestr zakładowych. Muzycy uważani są za profesjonalistów, zaprasza się ich do koncertów w operetkach i w filharmonii. W 1971 roku, jako jedyna z Polski została orkiestra "Azotów" zaproszona na międzynarodowy festiwal orkiestr dętych w Ostrawie (Czechosłowacja). Chociaż w Tarnowie działało w tym czasie kilka orkiestr dętych to mościckazapraszana była na wiele imprez. W ciągu roku dawał przeciętnie ponad 40 koncertów. Edward Jaworski przeszedł na emeryturę w 1977 roku. Od marca 1978 kierownictwo zakładowej orkiestry dętej objął ppłk. Stefan Czeredecki, dotchczasowy kapelmistrz tarnowskiej orkiestryu wojskowej w 14 pułku kołobrzeskim z doświadczeniem z Orkiestry Reprezentacyjnej Wojska Polskiego. Już wcześniej współpracował z orkiestrą "Azotów" i był naszym "dęciakom" dobrze znany. Wprowadził do orkiestry nowe instrumenty, zrezygnował z kucyka, bo zamieniono bęben na lżejszy. Od 1982 roku pojawiły się w zespole dziewczęta. W następnym roku orkiestra wyjechała na konkurs do Kolina w Czechosłowacji, gdzie swym występem pokazał taką klasę, że po koncercie ambasador polski osobiście złożył gratulacje na ręce dyrygenta. Również konkurując z krakowskimi orkiestrami mościccy "dęciaki" plasowali się w czołowce, jak w 1985 roku podczas koncertu w krakowskiej filharmonii, czy na przeglądzie w roku następnym, gdy wśród zespołów z całej Polski południowej zajęli 4 miejsce. Wielkim przeżyciem było uczestniczenie w uroczystościach związanych z wizytą papieża Jana Pawła II w Tarnowie 10 czerwca 1987. Wcześniej w Mościcach przygotowywano 23 utwory w wykonaniu 29 orkiestr pod dyrekcją Czeredeckiego i ks. Andrzeja Zająca. Wspaniale zaprezentowało się więc 1050 muzyków podczas mszy św., a wśród nich mościcka orkiestra. W 1988, gdy orkistra obchodziła swoje 60-lecie, liczyła 38 członków i 8 werblistek, ale jej skład systematycznie się powiększał. W 1990 liczyła 40 muzyków, w 1996 już 60 osób. |